Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility

„Mogę spać spokojnie i z ufnością patrzeć w przyszłość”

Nie ukrywam, że przed zamieszkaniem tutaj byłam pełna obaw. Bałam się tej decyzji, ale jak to mówią „strach ma wielkie oczy”. Teraz wiem, że odkąd tutaj jestem mogę spać spokojnie. Problemy, które miałam mam, ale stały się one bardziej odległe. Zacznę jednak od początku.

Urodziłam się na Śląsku w miejscowości Ruda Śląska 15 listopada 1934 r. Po ukończeniu szkoły podstawowej w Bielszowicach zapisałam się do Liceum Ogólnokształcącego. Z powodu ciężkiej sytuacji w domu przerwałam szkołę i zaczęłam pracować jako recepcjonistka w szpitalu. Praca sprawiała mi przyjemność. Ciągły ruch, harmider, kontakty z ludźmi – to było coś dla mnie. Swoją przyszłość zaczęłam wiązać ze szpitalem. Zaczęłam uczęszczać do szkoły pielęgniarskiej w Zabrzu. Po jej ukończeniu zaczęłam pracować w Państwowym Szpitalu w Bielszowicach na oddziale wewnętrznym. Przepracowałam tam 15 lat.

W wieku 21 lat poznałam swojego przyszłego męża, który pracował na kopalni. Po 16 latach małżeństwa w wypadku na kopalni go straciłam. Bardzo to przeżyłam. Nasze małżeństwo było bardzo udane – każdemu życzę takiego męża, jakim był mój Stefan. Po trzech latach od śmierci Stefana poznałam mojego drugiego przyszłego męża Wacława.

Poznaliśmy się w sanatorium w Dusznikach Zdrój. Pobraliśmy się bardzo szybko. Zamieszkaliśmy w Owińskach. Po półtora roku urodził się nam syn Konrad. Jak się szybko okazało mąż lubił zaglądać do kieliszka. Nie dbał o rodzinę i o siebie. Przypłacił to zawałem. Udało się go odratować. Przeszedł na rentę. Niestety zaczęło się u nas w domu bardzo źle dziać. Alkohol i awantury były na porządku dziennym. Nieraz musiałam uciekać do sąsiadki przed mężem. Gehenna ta trwała 8 lat. Do czasu kolejnego zawału męża. Może nie powinnam, ale powiem że po jego śmierci odetchnęłam. Myślałam, że teraz będzie spokojniej, lepiej mi się będzie żyło ale, niestety nie. Problemy potoczyły się lawinowo. Problem z synem, ciągły brak pieniędzy, a co za tym idzie branie pożyczek na życie. W ten sposób wpadłam w tarapaty. Sprzedaż domu, komornicy, monity do zapłaty. Wszystko mnie przerosło.

Tu odnalazłam spokój i mimo, iż kłopoty nie zniknęły jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej, to nie muszę się martwić o jutro, mogę spać spokojnie i z ufnością patrzeć w przyszłość. No i przede wszystkim nie jestem sama, otaczają mnie życzliwi ludzie i już się nie boję.