Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility

„Zawsze chciałam podróżować…”

Niedługi czas w życiu było mi dane cieszyć się szczęściem w małżeństwie – już kilka lat po ślubie mąż ciężko zachorował i zostałam sama z dwójką dzieci. Pracowałam w kadrach w jednej z firm w Poznaniu. Dochód z pracy był niewielki – wystarczał jednak na skromne utrzymanie. Pomimo trudności nie rezygnowałam z dążeń do urzeczywistnienia swoich marzeń.

Starałam się dobrze wychować moje córki, tak aby nie odczuły braku ojca, nie było jednak łatwo. Mogłam jednak zawsze liczyć na pomoc siostry, która także wcześnie straciła męża. W tamtym czasie podjęłam naukę języka angielskiego, później robiłam kolejne kursy doskonalające język – czułam że kiedyś przyda mi się ta umiejętność. Intuicja mnie nie zawiodła.

Już wkrótce dzięki własnym staraniom zostałam zaangażowana do pracy jako tłumacz języka angielskiego na Targach Poznańskich. Była to praca „sezonowa”, ale w ciągu pierwszych tygodni zarobiłam prawie tyle, ile wynosiła wówczas moja półroczna pensja. Pomyślałam, że wreszcie będę mogła zrealizować swoje marzenia. Za pierwsze zarobione pieniądze wykupiłam bilet na wycieczkę do Egiptu… a później już co roku wyjeżdżałam w różne miejsca świata. Byłam w Palestynie – zwiedziłam całą północną Afrykę. Byłam szczęśliwa.

Kiedy pracowałam na targach jako tłumacz – moje córki – wtedy już dorosłe, przychodziły do mnie, aby spędzić ze mną trochę czasu. Nie wiedziałam jeszcze wtedy jaki to będzie miało wpływ na ich przyszłe życie.

Nie minęło wiele czasu, a obie zaczęły się spotykać z obcokrajowcami. Ostatecznie obie moje córki wyszły za mąż i zamieszkały za granicą w krajach swoich mężów. Młodsza córka mieszka dziś w Szwecji, a starsza na Riverze Francuskiej. Bardzo cieszę się z tego, że ułożyły sobie życie i są szczęśliwe. Gdy byłam młodsza, odległość dzieląca mnie od najbliższych nie stanowiła dla mnie problemu – kiedy chciałam się z którąś zobaczyć, wsiadałam do pociągu i już wkrótce mogłam cieszyć się spotkaniem. Teraz nie mam już sił na podróże…

Ostatnie kilka miesięcy przed zamieszkaniem w Domu Pomocy Społecznej przebywałam w Szwecji. Jednak zawsze tęskniłam do Polski, wiedziałam, że nigdy nie będę czuła się jak w swoim rodzinnym kraju.

Wspólnie z córkami zdecydowałam, że poszukamy miejsca w Polsce, w którym mogłabym zamieszkać, nie martwiąc się, iż zostaję sama bez pomocy i opieki. Kiedy zobaczyłam zdjęcia Domu Pomocy Społecznej w Wieleniu byłam pod wrażeniem – piękny park, ładnie umeblowane, czyste pokoje. Córki oczywiście nalegały abym została z którąś z nich, ale ja – przyzwyczajona do życia w pojedynkę i świadoma, że moi bliscy mają własne życie – podjęłam inną decyzję.

Moja życiowa podróż zakończyła sie w Wieleniu.

Dzisiaj mieszkam w jednoosobowym pokoju w Domu Pomocy Społecznej prowadzonym przez Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. Mieszkam sama – bo taka była moja decyzja – jednak nie czuję się samotna. W każdej chwili mogę spotkać się z innymi Mieszkańcami. Często spaceruję, obserwuję zwierzęta w parku. Najbliższe Święta Bożego Narodzenia spędzę z córką i siostrą z Poznania. Jestem zadowolona z mojej decyzji.