Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility

„Minęło mi 50 lat pobytu w Domu…”

Urodziłam się w wielodzietnej rodzinie. Wcześnie straciłam matkę… Od dwunastego roku życia pracowałam w gospodarstwach niemieckich… i tak przez całą okupację. Po wojnie byłam na służbie u Polaków. W końcu trafiłam do gospodarzy, którzy mieli krewną – siostrę zakonną w Zgromadzeniu Rodziny Maryi. Siostra Helena była pielęgniarką w Wieleniu. Kiedyś zaproponowała mi, że może mnie zabrać do siebie… Był wrzesień 1954 roku – pamiętam, że była to pierwsza podróż w moim życiu. Jechałam sama z dwiema przesiadkami do Wielenia. Siostra Helena czekała już na mnie na dworcu, a potem przyprowadziła mnie do Domu Św. Józefa…

Ta figura do dziś tu stoi, ale to miejsce wyglądało wtedy zupełnie inaczej…, wokół był warzywniak – ziemniaki, kapusta, fasola na długich tyczkach… W tym czasie było tu 700 Mieszkańców, potem niektórzy z nich trafili do innych placówek, a część nawet sama rozwoziłam. Wtedy były cztery oddziały leżące… Do Sióstr należało wielkie gospodarstwo: uprawiano pola – zboża, ziemniaki, warzywa, wypasano łąki, były krowy, konie, świnie, drób… a przede wszystkim to co Siostry i Mieszkańcy sami wypracowali… robiono masło, sery, wędliny, zaprawy… i tak jak teraz pieczono chleb. Warunki były dużo cięższe niż dziś… Dom był przeludniony. Siostry ściśnięte po kilka w pokojach żeby zmieścić jak najwięcej Mieszkańców. Pielęgniarki na przykład mieszkały w dyżurkach na oddziałach. Pracowało się po 10 godzin, ale dawałam sobie radę i nie narzekałam. Nie było pralek, froterek do podłogi takich jak obecnie, nie było pampersów i takiej pościeli… Dużą część czasu zajmowały więc reparacje, łatanie, prało się na tarach i magiel był ręczny…

Później zostałam przeniesiona do ambulatorium, gdzie pracowałam 32 lata. Sprzątałam, paliłam w piecach, przynosiłam leki z apteki, roznosiłam je później opisane po oddziałach. Po pracy też chętnie pomagałam w ogrodzie… nawet nie wiem jak minęły te wszystkie lata… od dawna jestem już na emeryturze. Mam tu swoje mieszkanko, tak dobrze się w nim czuję – jestem blisko, a zarazem mogę być trochę „samotnicą”. Teraz, kiedy mam dużo czasu, zachwycam się parkiem, który kiedyś był zarośnięty i przypominał dżunglę, a dziś tak pięknie wygląda o każdej porze roku.